Książki najgorsze

Każdy z nas ma swoje ulubione pozycje, perełeczki do których się wraca znowu i znowu, i znowu, i jeszcze raz tak dla pewności że jakiś szczegół akcji nam nie umknął.

Są też książki, po których przeczytaniu ma się takie wrażenie 'oh God why' i żałuje się każdej minuty na to zmarnowanej oraz współczuje się drzewom, które zginęły by to coś zostało wydrukowane. Jakie są najgorsze książki na jakie się natknęliście? Czy są jakieś pozycje, które wszystkim byście serdecznie odradzili? Dlaczego?

W moim przypadku był to drugi tom "Zmierzchu". No nie mogłem tego nawet dokończyć. Utknąłem na samym początku, na pamiętniku Belli na chyba dwa miesiące, nie mogąc się przebić przez... płytkość, po prostu płytkość tego wszystkiego. W końcu się poddałem. To jedna z niewielu książek których nie dokończyłem.

Zdecydowanie "Pamiętnik nimfomanki" od Barbary Rosiek. Nie mogłem znieść żadnej strony tej książki, była nudna, mdła i stale wałkowana o tym samym. Jakkolwiek wiem, że autorka miała problem z narkotykami i mocno jej się przez to życie spierdoliło, tak jej sposób przelewania myśli na papier mnie wykończył.

"Zbieracz truskawek" Moniki Feth. Nie dokończyłem tego. Z tego co pamiętam, utknąłem na 200którejś stronie z 300iluś dostępnych, ale nie podołałem i jest to pierwsza pozycja, przy której odpadłem będąc tak blisko mety. Ale były tam tak irracjonalne momenty, że mnie to bolało fizycznie.
Przykładowo.
Książka opowiada o losach seryjnego mordercy, który uśmierca młode kobiety.
Są trzy koleżanki. Jedna z nich umiera. Dwie idą do baru i płaczą.
- Co się stało? - pyta jakaś randomowa kelnerka.
- Nasza koleżanka nie żyje.
- O nie.
I kelnerka też w ryk.
Just wtf.

Zacząłem też "50 twarzy Greya", żeby zobaczyć, czy to faktycznie takie gówno. I tak. To gówno.